9 stycznia 2024

 Przez długi czas miała powracający sen, w którym byłam w Londynie, zbliżała się data/godzina wyjazdu a mnie nie udało sie spotkać z Lynette, przyjaciółką Nowozelandką. Próbowałam dostać się na południową stronę rzeki, Lynette mieszkała w Greenwich. Wędrowałam wzdłuż rzeki, mostami, wzdłuż kanałów i przystani rzecznych i nie mogłam dojść do domu Lynette. Towarzyszyła temu świadomość, że jak to? jestem w Londynie i nie zobaczę się z Lynette? nie zajrzę do Laboratorium. Wyrzut sumienia, jak to? czemu tak źle rozplanowałam czas? czemu nie starczyło mi czasu? czy jeszcze zdążę? i nigdy nie zdążyłam, zawsze we śnie tylko szłam a ulice rozwijały się przed mną coraz to nowymi widokami, a dom Lynette nie był nic bliżej.

Lynette zmarła w lutym 2023.

Dziś po raz pierwszy śniło mi się, że się spotkałyśmy. Byłam w Londynie i w oczywisty sposób byłam u Lynette. Jechałyśmy gdzieś samochodem, na drodze stanął nam płot z siatki, który udało mi się podnieść, tak, że małe autko zmieściło się w powstałej dziurze. Gdzie jechałyśmy? Po co? chyba jeszce z kimś w samochodzie, nie pamiętam, ale była w tym śnie ciepła obecność. Nie było pogoni, nie było wyrzutów sumienia.

To kolejna noc kiedy mam sny z Nieobecnymi. Poprzedni był zaskakujący. Śnił mi się Maciek Ko., przyjaciel z głębokiego dzieciństwa. Starszy brat Michała, mojego rówieśnika, z którym razem chodziliśmy od maluchów w przedszkolu do matury. Nasze mamy się przyjaźniły, lata całe po szkole szłam do Michała i Maćka. Przez lata Maciek był troszkę i moim starszym bratem. Pilnował, żebym była dobrze schowana za górką, kiedy wrzucał do ogniska wyciągnięte ze śmietnika butelki po dezodorancie, gotowaliśmy ściągniętą z pola kukurydzę "koński ząb", wciągaliśmy całe blachy drożdżówki - mama Michała i Maćka, pani Brygida, robiła najlepszą drożdżówkę świata, z grubą kruszonką. To ona nauczyła mnie jak obierać ogórki, od dobrej strony, żeby nie robiły się gorzkie. Strasznie dużo dobrych wspomnień mam z dzieciństwa z Maćkiem i Michałem. 

Maciek zmarł koło czterdziestki z powodu zaburzeń rytmu serca po zapaleniu mięśnia sercowego które miał po grypie. Czyli zmarł w sumie na grypę. 

Maciek chciał zorganizować wyprawę z dół rzeki, w moim śnie była to Wda, jedna z niewielu rzek, jakimi sama kiedykolwiek spływałam. Niważne, że Wdą nie da się pływać żaglówką, logika snu jakoś to obeszła. Zgłosiłam się, że też chcę płynąć. Przygotowania miały się ku końcowi, a ja nieco nerwowo robiłm listy co jeszcze musimy przygotować. Pamiętam, że był tam krem z filtrem i repelent na komary. Przystań na Wdzie była zaskakująco rozległa, żaglówka stała przycumowana do brzegu, rozmairy miała zdecydowanie morskie, ale znowu logika snu nie widziała w tym nic dziwnego. Było w tym śnie przyjemne zaangażowanie, przygotowania do wyprawy, plany i troszkę obaw przed nieznanym. Maciek jak za dawnych czasów panował nad sytuacją, a ja byłam uczestnikiem w pełnym bezpieczeństwie załogi Mądrego Kapitana. Bardzo przyjemny sen.

Komentarze

Popularne posty